sobota, 15 grudnia 2012

Co mi pomaga w nauce, realizacji celów i spełnianiu marzeń?

Właśnie sporządziłam w głowie listę rzeczy, które na codzien pomagają mi w powyższym.

1. Kalendarz-ostatnio naszło mnie na podsumowania. A to z racji tego, że szukałam nowego organizera na kolejny rok. Musiał spełniać kilka zadań jak jego poprzednik: lekki, ładny, z tygodniowym rozkładem dni na dwóch kolejnych stronach. Stwierdziłam, że coś co mi się udało na mojej drodze w rozwoju osobistym to właśnie współpraca z kalendarzem. Jego poprzednik jest już silnie wyeksploatowany, ale za to jak efektywnie. Nie ruszam się już bez niego z domu. Ba, nie potrafię wieczorem nie stworzyć listy do wykonania następnego dnia. Dodatkowo wpisuje do niego wszelkie pomysły, aby nie zaśmiecać sobie nimi umysłu a także nie zapomnieć. Następnie znajduję w nim też miejsce na plany długoterminowe, jak również i rzeczy o których wiadomo mi z dużym wyprzedzeniem, ważne daty, święta, urodziny itd. Cieszę się, że mój kalendarz nie skończył jak jego poprzednicy lata temu. Znacznie ułatwia mi on życie i nie wiem jak mogłam radzić sobie bez niego :)

2. Duży, widoczny zegar. Kupiłam jakieś pół roku temu ścienny czasomierz i zapomniałam o nim. Dopiero parę dni temu wlożyłam do niego baterię i powiesiłam w widocznym miejscu. Nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo uświadamia o chwilach upływających na bezsensownych działaniach. Do tego głośno daje o sobie znać. Poza tym rano dokładnie widzę, która jest godzina i, że trzeba już opuścić dom na podbój świata.

3. Książka-ta aktualnie czytana. Nigdy przecież nie wiem, kiedy w ciągu dnia nadarzy się chwila, którą  mogę wykorzystać na jej czytanie.

4. Fiszki- j.w. nikomu raczej nie trzeba tłumaczyć jakie korzyści w nauce języków przynoszą częste powtórki.

5. Telefon z dostępem do Internetu. Często wykorzystuję moment gdy czekam na przystanku, siedzę w samochodzie i czekam na Mamę będącą w sklepie lub stoję w długiej kolejce. Można wtedy odpisać na maile, sprawdzić pogodę czy inne rzeczy i potem nie włączać już komputera.

6. Inspirujące, pozytywne zdjęcia czy piosenki. Zawsze działają na mnie motywująco.

A czy Wy macie coś, co pomaga Wam w osiągnięciu celu?

sobota, 10 listopada 2012

A ja lubię jesień

Witajcie (o ile jeszcze ktoś tu jest),
dawno mnie nie było. Lenistwo zawładnęło w moim życiu w ciągu ostatnich tygodni. Do tego doszła prawie dwutygodniowa choroba. Ale od dzisiaj zaczynam wszystko od nowa (nie wiem już który raz...), zwłaszcza, że pogoda nastraja pozytywnie. Jednym z najlepszych sposobów na drodze do wprowadzenia lepszych zmian są dla mnie porządki-co niniejszym uczyniłam. Pranie, odkurzanie, mycie podłóg. Problemem jednak dla mnie jest wciąż posiadanie zbyt dużej ilości rzeczy. Chciałam zatem zacząć od szafy. Otworzyłam ją, zrobiłam jeszcze większy bałagan i...zamknęłam. Stwierdziłam, że się nie poddam, otworzyłam jeszcze raz i przygnieciona nawałem rzeczy, które jak czasami mi się wydawało widzianych pierwszy raz w życiu zamknęłam jeszcze raz. Dodam, że już część znalazła się na śmietniku, a część znalazła nowych właścicieli. Wieczorem kolejne podejście;)

Dzisiaj zrobię notatki, aby łatwiej uczyć się angielskiego. Niestety, ten temat zawaliłam ostatnimi czasy. Muszę powrócić do regularnych powtórek, bo nie od dzisiaj wiadomo, że systematyczna nauka przynosi największe efekty. Chcę też stworzyć listę wszystkich stron internetowych, które będę odwiedzać w piątek, aby nie nie gapić się w niego bezcelowo i włącząć po 10 razy "bo coś mi się przypomniało"-uwielbiam listy ;)

Moje plany na weekend:
-uzupełnić notatki z 3 przedmiotów,
-przeczytać książkę (wprawdzie krótką-65 stron),
-nauka matematyki-już drżę,
-wreszcie i po raz pierwszy zajrzeć do materiałów dot. prawa jazdy,
-zacząć powtórki od początku nauki,
-naprawić kilka zepsutych przedmiotów.
Plany tygodniowe:
-nie włączać komputera do piątku,
-zadzwonić do jednego z urzędów,
-oddać rzecz do reklamacji,
-wytrzymać w postanowieniu nie jedzenia słodyczy,
-utrzymać porządek wokół siebie-najważniejsze.

Też lubicie jesień? Ja uwielbiam ale taką bez deszczu, słoneczną. Moje ulubiona Warszawa moim zdaniem właśnie jesienią. Jeszcze tak nie mieszkam, ale mam nadzieję, że to już tylko kwestia czasu :) Kocham wielkie miasta-wtedy czuję, że żyję.

piątek, 19 października 2012

Co mnie blokuje?

Co sprawia, że nie posuwam sie dalej? Nie robię tego, co na prawdę chcę i o czym marzę? Niedawno uświadomiłam sobie, że wszystko zależy odemnie. Nie od moich przyjaciół, ludzi, których spotykam codziennie na ulicy, od mojej rodziny. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od nas. I wiem, że nie warto słuchac tych, którzy potrafią tylko marudzić lub dawać "dobre" rady, a ze swoim życiem nie robić nic. Przecież łatwiej im powiedzieć, że wszystko spada Ci z nieba, a nie jest efektem Twojej ciężkiej pracy. Drugi typ ludzi? Tacy, co niby głośno Cię nie krytykują, ale negatywnie mówią o tym co ich dotyczy: partner zły, pogoda brzydka, pensja za niska, kilogramów za dużo, kredyt na głowie... I nic w życiu nie wychodzi i nie warto próbować, bo i tak się nie uda.

Teraz już wiem, że trzeba robić swoje, mimo wszystko, mimo wszytskich, mimo przeciwności losu. Być pozytywnie nastawionym, złapać zdrowy dystans. Warto chcieć byc szczęśliwym.

Zdaję sobie sprawę, że ta notka ma nieco patetyczny ton. Ale jakoś tak ostanie wydarzenia sprawiły, że pojawiło się u mnie parę głębszych przemyśleń.

sobota, 29 września 2012

Miniony tydzień. Minimalizm c.d.

W minionym tygodniu udało mi sie zrobić nie wszytsko co chciałam. Sprawa głównie dotyczy angielskiego. Nie próżnowałam zupełnie, ale też to nie było "to". Zrobiłam zdjęcie do dowodu, złożyłam wniosek. Dodatkowo udałam się do lekarza i do fryzjera. Umówiłam się na zajęcia praktyczne z prawa jazdy. Nie oddałam butów do reklamacji. Bilans jednak dodatni bo to, co najważniejsze zostało wykonane.
Oto moje cele na najbliższy tydzień (te stałe): codzienna nauka do matury,angielski, utrzymywanie porządku wokół siebie. Dodatkowo ostatnio obiecałam sobie, że dla lepszego samopoczucia będę więcej spacerować(jesień nas rozpieszcza). Z planów dodatkowych muszę załatwić ważną sprawę w jednym z urzędów i już nastawiam się do tego psychicznie, bo wiem, że nie pójdzie gładko ;). Wszystko oczywiście wpisałam do kalendarza. Starym sposobem po wykonaniu zadania wykreślam je.

Co do minimalizmu chciałam zamieścić pare słów dlaczego tak bardzo podoba mi się ta idea. Otóż przez wiele, wiele lat, a może praktycznie od zawsze gromadziłam rzeczy. Potrzebne czy nie. Wszystko znajdowało u mnie miejsce. Rok temu w lipcu w blogosferze trafiłam na blog właśnie poświęcony tej tematyce. I jakoś tak mnie coś tknęło. Znalazłam przyczynę swojego wiecznego bałaganu, spóźnialstwa (bo nigdy przed wyjściem nie mogłam nic znaleźć), nic nie miało swojego miejsca. Teraz myślę, że ponad rok (od lipca 2011) to dość długo, ale ja tak naprawdę do niedawna nie wiedziałam jak "ugryźć" ten temat. Aktualnie powoli małymi kroczkami porządkuję poszczególne miejsca. W tym tygodniu wyrzuciłam dość dużo. Robiąc to byłam bardzo zdziwiona i jednocześnie zła na siebie dlaczego takie graty zajmują moją przestrzeń i ile pieniędzy na nie wydałam. A takich obszarów mam jeszcze sporo. Nie potrafię jednak np. jednego dnia wszystkiego zapakować i wyrzucić na śmietnik. Nastepnie to co nadawało się tylko do wyrzucenia, wyrzuciłam, część sprzedałam na serwisie aukcyjnym (to jednak dość żmudne).

Zaczęło również zagłębiać się w temat, bo przecież czas spędzony na ciągłym porządkowaniu, czyszczeniu, układaniu można wykorzytać chociażby na naukę, czas z najbliższymi czy pasje. Do żadnego wyjazdu nie muszę się przygotowywać od tygodnia. Mogę mieć tyle rzeczy, że nie będę się musiała zastanawiać czy są konieczne-bo będę posiadała tylko takie. Na razie chciałabym nie ustać w swoim postanowieniu. Będę informować na bieżąco.
Pozdrawiam!

niedziela, 23 września 2012

Deadline

Pamiętacie o tym, gdy pisałam, że mam pewien pomysł do zrealizowania w ciągu kolejnych 8 miesięcy? Chyba nadszedł czas, aby dodać coś więcej. Mój pomysł jest całkiem ambitny. Chodzi o to, że do maja 2013 roku chcę doszlifować swoj angielski. Nie jest tak, że tego języka nie znam. Znam i posługuję się nim bardzo swobodnie, ale jestem typem osoby, która lubi wszytsko ulepszać i ciągle iść do przodu. Plan wcielam życie od zaraz, po zakończeniu pisania posta zaraz zrobię pierwszy krok i wypiszę wszystkie słówka na jutrzejszy dzień.
Plan jest jednak bardziej złożony bo ma się składać z:
-gramatyki-będę opanowywać, a może bardziej stosownym określeniem jest: powtórzyć i jeszcze bardziej utrwalić jedno zagadnienie gramatyczne tygodniowo,
-słownictwo-porcja słówek na każdy tydzień,
-"przerabianie" czytanek z książki na poziomie C1-jedna czytanka w tygodniu,
-słuchanie wywiadów, oglądanie filmów, czytanie zagaranicznych stron-ze szczególnym naciskiem na dwa pierwsze-JAK NAJCZĘŚCIEJ.
Tak jak napisałam angielskim posługuję się swobodnie, szczególnie w mowie, ale przecież zawsze warto podnosić poziom swojego słownictwa itd. Tutaj motywuje mnie długi wyjazd na wakacje w przyszłym roku, wszak podobno będą to te najdłuższe w życiu ;)

2. Nie chciałąbym, aby ktoś pomyślał, że jestem próżna, ale do końca tego roku chciałabym schudnąć 15 kg. Od zawsze jest to w sferze moich marzeń. W tym temacie nie będę się zbytnio rozpisywać, bo to mało istotne, ale termin realizacji długi.

3. Zadanie najkrótsze. Do końca tego tygodnia zrobić zdjęcie i złozyć wniosek o dowód osobisty, umówić się na pierwsze zajęcia praktyczne z prawa jazdy i zanieść buty do reklamacji(co mam już zrobić od 3 tygodni)...

Co do odgracania mojej przestrzeni to informuję, że sukcesywnie codziennie lub prawie codziennie coś wyrzucam. I przyznam, że mi dużo, dużo lżej :)

Wpis powstał po przeczytaniu notki u Helineth: http://helineth.blogspot.ca/2012/09/psychologia-deadlineow.html- dziękuję za inspirację!


sobota, 1 września 2012

Odwlekanie

Nie napiszę jeszcze o tym, co wymyśliłam w temacie realizacji długoczasowych. Nie zrobię tego jeszcze, ponieważ w pewien sposób nie czuję się na siłach, tzn. plan nie jest do końca opracowany.

Co do tematu posta odwlekanie było (chyba było, bo raczej dzięki pracy nad sobą już nie jest obecne w moim życiu :D ) jednym z moich największych problemów. Jedni nazywają to prokrastynacją, inni zwykłym lenistwem będąc przeciwni wymówkom.
Ja nie nazwałam tego w żaden sposób. Stwierdziłam, że szkoda tracić czas na wymyślanie imion, lepiej od razu wziąć się do roboty ;) Nie przyszło to jednak od razu. Najpierw było w zasadzie dosyć fajnie, leżę, nic nie robię, słodko się obijam. Dopiero potem przyszła chwila refleksji (chyba po raz kolejny mój perfekcjonizm dał o sobie znać). Nie były to refleksje typu: jak mogę tak marnować swoje życie?! Raczej jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że spełnianie moich planów oraz ciągły rozwój dają mi największe uczucie spełnienia i szczęścia. Skutecznie jednak blokowało mi to odwlekanie. Odwlekałam absolutnie wszystko, co się dało. A potem przychodził wielki ból i pytania: dlaczego nie zrobiłam tego, czego powinnam? Następnie znów pogrążałam się w rozpaczy i znów nie robiłam absolutnie nic. No ale w związku z tym, że się opanowałam i robię to nadal znalazłam parę "swoich" sposobów. Swoich, nie swoich, gdzieś tam podczytanych, pewnie nic nowatorskiego. Jednak cieszę się, że je zastosowałałam, bo w sumie to też mogłam odłożyć na później... Pierwszą rzeczą, którą robiłam było wzięcie kartki i raportowanie na niej swoich czynności. "Raportowanie" co pół godziny wszytskich swoich prac albo wręcz przeciwnie. Dla tych którzy siedzą w domu momentem początkowym może być poranna pobudka. Dla mnie był to moment powrotu do domu po zajęciach. Powiem Wam, że czytając to wylałam na siebie kubeł zimnej wody widząc ile czasu trwonie na głupoty. A chociaż żeby głupoty... To było wykłe NICNIEROBIENIE. Wylałam i wylewam zawsze wtedy gdy widzę, że za bardzo sobie odpuszczam.
Drugim moim sposobem jest ścisła praca z kalendarzem. Codziennie wpisuję do niego wszystko to, co chcę zrobić. I wierzcie lub nie coś mi się wieczorem dzieje, jeśli nie wykonam wszystkiego. Fajne uczucie, a jeszcze fajniejszym jest chwila kiedy wykreślam kolejne pozycje. Dwa dni temu kupiłam nowy kalendarz, bo w tym dotychczasowym okazało się, że jest za mało miejsca na same zadania, nie mówiąc już o innych rzeczach. Pewnie śmiesznie wyglądało kupowanie kalendarza na rok w czwartym jego kwartale, ale co tam :) Aktualnie stała się fanką list i ustalania konkretnych dat realizacji tego, co się na nich znajduje.
Nie wszystko jest kolorowe, cały czas muszę nad sobą pracować, pilnować się bo wróg nie śpi. Wiem jednak, że jestem na dobrej drodze.
Do nastepnego!!!

Ps. Zapomniałabym. Uznałam, że jeśli już zdecydowałam się na stworzenie swojego miejsca w sieci to będę w pewien sposób personalizować swojego bloga. Nie będę tu mydlić oczu, że rozwój osobisty jest jedyną rzeczą, którą się zajmuję. Jednak nie bójcie się, nie będę całkowicie puszczała wodzy fantazji :)

niedziela, 26 sierpnia 2012

Wróg nieoficjalnie pokonany

1. Trochę minęło od ostatniego posta. Jednak są postepy. Przyznam, że dosć długo trzymałam się planu. Ostanie połtora tygodnia nie wyglądało zbyt ciekawie. Powtórka z rozrywki... Dzisiaj poniedziałek i pokuszę się o stwierdzenie, że chcę aby wróciło wszystko do normy. A normą jest dla mnie postanowienie. Czyli: sprawdzam pocztę codziennie, w notesie zaś zapisuję to, co chcę sprawdzić w sobotę. Przyznam, że wypadałoby wrócić do "normalności" zwłaszcza, że powrót na zajęcia za pasem. Nie chciałabym, aby powtórzył się scenariusz z zeszłego roku. Najważniejsze jednak, że wiem jak pokonać wroga. I nawet wtedy, kiedy mój designerski laptop lub iPhone szepczą: "weź mnie, weź. Chociaż na 10 minut" to nie ulegam pokusom ;). Wtedy najczęściej do ręki biorę książkę.

2. I mała zmiana tematu. W związku z rozwojem osobistym mam wielki plan do zrealizowania w ciągu kolejnych 8 miesięcy. Napiszę jednak o tym w następnym poście :)

Na razie w związku z pierwszym i drugim punktem nucę sobie krótką, ale jakże pozytywną piosenkę, którą kiedyś, gdzieś, w przelocie usłyszałam: http://www.youtube.com/watch?v=OSpH-Zix2No :)

Wiem, że mogę wiele :D

sobota, 4 sierpnia 2012

Sprawozdanie z postanowienia

Wszystko kształtuje się nastepująco. Od poniedziałku do środy trzymałam się całkiem nieźle, tzn. nie surfowałam bezmyślnie po sieci, jednak nieco czytałam trochę stron przeznaczonych rozwojowi osobistemu. Odwiedziłam też parę stron poświęconych idei minimalizmu, ponieważ przyznam, że bardzo mnie ten temat ciekawi. Co nastąpiło w środę wieczorem, w czwartek i wczoraj poraz kolejny przyprawiło mnie o ból głowy. I sama jestem sobie winna. Czyli powtórka z rozrywki. Dzisiaj ban, jutro ban i ban na każdy inny dzień. Będę próbować dopóty, dopóki nie osiągnę swojego celu. A najfajniejsze jest to, że zdałam sobie sprawę i byłam przerażona. Pomogła mi w tym prosta matematyka: 1 godzina dziennie, przez 365 dni w roku daje prawie 16 (słownie szesnaście) pełnych dni. Dla większego szoku można też podzielić te 365 godzin przez 16-17(tyle zazwyczaj zostaje mi doby odejmując sen) i wtedy wychodzi 23 dni! 23 dni to prawie połowa wakacji, porządny urlop, 2 przerwy świąteczne, to 3 tygodnie życia. A ja nie chcę go marnować.  Nie mogę się poddać. To nie w moim stylu. W końcu chcę żyć świadomie, a nie tylko "prześlizgnąć" się przez nie.

Ps. Zakładając, że przy komputerze spędzamy tylko 1 godzinę dziennie...

Pozdrawiam

poniedziałek, 30 lipca 2012

Postanowienie-przetrwać-porażka

Porażka-w związku z moim postanaowieniem z przed tygodnia. To już chyba nałóg;)
Dzisiaj poniedziałek, zaczynam od nowa. Nie poddam się-nie ja. Proszę mocno trzymać kciuki:)

czwartek, 26 lipca 2012

O innych ludziach

Kiedyś, dawno temu przeczytałam myśl, że warto otaczać się tymi ludźmi, którzy nas inspirują. Tak, to bardzo trafne i mądre stwierdzenie, szczególnie dla osoby, która chce coś osiągnąć. Co do jego trafności nie mam żadnych obiekcji. Ale jest też druga strona medalu. Czasami w pracy czy w domu jesteśmy zmuszeni do obcowania z takimi. Ja jeszcze nie pracuję zatem ten punkt mogę skreślić. Jeśli chodzi o dom, mam to szczęście, że jednym z czynników, które mnie własnie motywują są najbliższe mi osoby. Za co również jestem im bardzo wdzięczna. Wszystko kolorowo ale! wciąz się kształcę i to właśnie na tym polu spotykam osoby, które pozbawiaja mnie resztek mojej życiowej energii. I jestem zmuszona przebywać z nimi nawet przez 9 godzin dziennie. I tu nie chodzi o to, że chcę nawiązywac z nimi kontakty. Próbowałam, w ogóle wychodzę z założenia, że nigdy nie można byc nastawionym negatywnie. W tym przypadku wyobrażenie tych ludzi o otaczającym ich świecie, niezaradność życiowa i stosunek do innych jest dla mnie na tyle rażący, że niestety nie do przyjęcia.

Lat mam ile mam, a jeszcze do końca nie wyrobiłam w sobie umiejętności podchodzenia do tego ze zdrowym dystansem.

Po pewnym czasie doszłam do wniosku, że nie należy na siłę nawiązywać relacji  czy zmieniać własne poglądy. Najzwyczajniej w świecie trzeba zmniejszyć do absolutnej konieczności czas spędzany razem i po opuszczeniu takiego miejsca np. po południu już do tego nie wracać. I przede wszystkim powrócić do mysli, że warto otaczać sie tym, którzy nas inspirują, ale też starać się dawać tą inspirację innym.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Małe postanowienie i trochę o minimalizmie...

Dzisiaj poniedziałek i w związku z ulepszaniem swojego życia wymyśliłam, że do końca tygodnia nie będę korzystać z komputera. Oczywiście wyjątek stanowi poranne sprawdzanie poczty, gdyż jestem zobligowana do utrzymywania tego rodzaju kontaktu. Jest to moja jedyna forma korzystania z komputera, do niedzieli nie będę go używać w celach czysto rozrywkowych. A są nimi: blogi, aukcje, ulubione fora. Skąd ten pomysł? Dlatego, że zdałam sobie sprawę jak wiele czasu marnuję przed nim. Straciłam nad tym kontrolę. Było to tak, że włączałam go aby sprawdzić rzeczywiście coś istotnego, a potem kolejna strona i kolejna. Każda coraz bardziej błaha.

Postanowienie to ma związek z ideą minimalizmu. Interesuję się tym tematem od dokładnie roku. Nie, nie nazwę siebie minimalistką, ale cała idea tego ruchu jest mi bardzo bliska. Wg mnie minimalizm dąży do tego aby uświadomić sobie co jest w życiu najważniejsze. Polega też na eliminacji czynników które rozpraszają, umiejętności odnalezienia się w świecie, w którym z każdej strony jesteśmy czymś atakowani. Zaznaczam, że jest to tylko i wyłącznie moje, subietywne spojrzenie na ten temat. Będe do niego powracać bo jak już wspomniałam obok samorealizacji jest mi bliski.

Nie zamierzam wyeliminować komputera ze swojego życia całkowicie. Przecież z założenia ma on ułatwiać życie ludziom. Jednak u mnie przybrało to trochę inny (zły) wymiar. Po prostu w którymś momencie wyglądało to tak, że wracałam po zwykłym dniu do domu i już w drodze powrotnej myślałam, aby jak najszybciej położyć się do łóżka z laptopem na kolanach. Z założeniem oczywiście, że tylko na czas około półgodzinnego odpoczynku. Co było dalej sami wiecie. Po powrocie jestem tak zmęczona, że czytanie jakiejś ambitnej, wymagającej dużego skupienia książki nie wchodzi w grę. Jestem również zmęczona fizycznie i rozpoczęcie jakiejkolwiek pracy domowej też graniczy z cudem. Ostanio stwierdziłam, że lepsze będzie po prostu zwykłe leżenie niż oddawanie się w ręce nałogu. W związku z minimalizacją zamierzam utworzyć własną listę stron, które będę odwiedzać raz w tygodniu. Rzeczy, które wymagają sprawdzenia spoza tej listy będę zapisywać w kalendarzu aby nic nie umknęło mojej uwadze. Wszystko to będę sprawdzać raz w tygodniu-w weekend. Na fajny pomysł natrafiłam też czytając bloga Oresta Tabaki, który polega na korzystaniu z sieci w momentach, w których i tak czas ten tracimy np. stojąc w kolejce. Pomyślę:)

Minimalizmem zaczęłąm się też interesować dlatego, że bardzo chciałam odciąć się od wrzasku i zgiełku, który na codzień mnie otacza. Od bladego świtu włączałam radio, aby oprzytomnieć i dobudzić się po wstaniu z łóżka. Kakofonia, bliżej nieokreślone mi gatunki muzyczne, masa reklam, nic tylko kupować. Taki sam mętlik w głowie. A przecież można polożyć się spać dbając o jakość tego snu, następnie wstać jak człowiek i do wyjścia szykować się przy dźwięku spokojnej muzyki.   A jeśli nie spokojnej to chociaż tej ulubionej. Następnie otacza mnie zgiełk i hałas, który generuje miasto.  Po powrocie moim jedynym marzeniem jest cisza i dobre samopoczucie, aby jeszcze jakoś wykorzytać ten dzień. A z tym jak wiecie z poprzednich postów bywało różnie...


Minimalizm daje też większe poczucie harmonii i kontroli. Bo niestety tak, jestem perfekcjonistką, a to czasem potrafi zatruć życie. Póki co trzymajcie kciuki abym wytrwała w swoim postanowieniu:)
Podobno aby coś wprowadzić w życie wystarczy 30 dni :)  Pozdrawiam

sobota, 21 lipca 2012

Żyję, żyję :)

Witajcie,
mam nadzieję, że ktoś tu chociaż zagląda od czasu do czasu. Zatem do Iwony i innych
osób: żyję :), ale niespodziewanie wyjechałam na prawie trzy miesiące. Do aktywnego blogowania zamierzam wrócić około połowy września czyli po powrocie. Chciałam jednak zaznaczyć, że nie próżnuję i każdą wolną chcilę poświęcam realizacji swoich celów.

Z racji wyjazdu mam jednak bardzo ogroniczony dostęp do Internetu, dlatego proszę o wyrozumiałość. Do następnego:)

środa, 30 maja 2012

Krok do przodu, krok do tyłu

Witam po bardzo długiej przerwie. Obiecuję, że jest to ostatnia tak długa przerwa. Dzisiaj zoobowiązuję samą siebie do zdawania raportów z realizacji celów dużo częsciej Myslę, że będzie to dużo bardziej efektywne:). Chciałam się jednak troszeczkę wytłumaczyć z tak długiego przestoju, bowiem w ostanim czasie bardzo dużo się w moim życiu działo. I całe szczęście były to rzeczy, które zmobilizowały mnie do dalszych działań:)
A teraz do meritum. Muszę przyznać, że udało mi się zrealizować tylko pewną część z moich postanowień a konkretnie:
-na stałe zaczęłam współpracowac z moim kalendarzem, wprowadziłam w nim ład, każdy kolor oznacza co innego a zadania wypełnione skreślam z dumą,
-następnie zrobiłam (chyba malutki póki co) krok w stronę nauki z angielskiego, często robię powtórki, chociaż nadal brak w tym jakiegoś sensownego planu.

Nad czym chcę popracować (tak, chcę bo wszystko to robię nie z przymusu ale z dobrej woli):
-zmniejszyć ilosć czasu spędzanego przed komputerem,
-wreszcie zająć się swoim zdrowiem co dość szczegółowo opisałam w poprzednim poście,
-napisać o trzeciej rzeczy wymagającej poprawy czyli pracy nad charakterem.

Na razie to tyle:) Mam nadzieję, że razem z trzecim postem dołączę do Blogowej Grupy Samorozwoju co będzie dla mnie wielkim sukcesem. Póki co pozdrawiam ciepło i do następnego:)

sobota, 14 kwietnia 2012

Po przerwie.

Dzisiaj chciałam choć w pewnej części skupić się na tym po co właściwie powstał ten blog. We wcześniejszym poście pisałam o pewnych trzech aspektach. Nauka, zdrowie, charakter. Skupię się na dwóch pierwszych. Bowiem wydają mi się najważniejsze, chociaż w tym całym bałaganie ciężko ustalić mi jakąkolwiek hierarchię.

1. Zdrowie. Jestem typem człowieka, który przede wszystkim najpierw musi mieć spełnione podstawowe warunki życiowe. Muszę być wyspana i najedzona;) Ale nic w tym odkrywczego, wszystko zgodne z piramidą Maslowa:) Póki co wszystko wygląda tak. W ostatnim czasie nie prowadzę zbyt zdrowego trybu życia. Przytyłam 10 kg. Nie, to nie ma być kolejny blog o wynurzeniach w sprawie odchudzania. Ale u mnie to 10 kg ma dość duże znaczenie, bowiem wraz z tym podnosi mi się ciśnienie, ciągle boli mnie głowa, przez to nie mogę zrobić nic pożytecznego. Stale chce mi się spać, a kiedy przychodzi pora zasnąć to nie mogę. Znowu cały dzień jestem nieprzytomna i tak wkółko. Kiedy wracam po południu do domu marzę tylko o tym aby z komputerem położyc się do łóżka. Późnym wieczorem odechciewa mi się spać a przecież jest jeszcze tak dużo do zrobienia.  Najgorsze jest to, że po całym tym stresującym tygodniu powinnam choć trochę odpocząć w weekend a tu się okazuje, że w sobotę i niedzielę muszę nadrobić to czego z powodu złego samopoczucia nie zrobiłam od pon do piątku. A jak widomo w wolne dni warto zobaczyć się ze znajomymi, z rodziną iść do teatru czy na zakupy. Bez wyrzutów sumienia, że  w domu piętrzy się masa rzeczy do zrobienia. Jak  widać wszytsko to jest błędnym kołem. I sama jestem sobie winna, bo brak w tym wszystkim samodyscypliny i jakiegokolwiek porządku.

Dlatego od dzisiaj zobowiązuję się do dbania o swoje zdrowie, prowadzenia stylu życia sprzyjającego mu. I przede wszytskim zgubienia zbędnych kilogramów, które pozbawiają mnie resztek energii do czegokolwiek. Na to daję sobie 3 miesiące czyli do 14 czerwca.

2. Nauka. To właśnie w zasadzie najważniejszy punkt mojej pracy nad sobą. Obecnie mój dzień wygląda tak: wracam do domu i nie robię za wiele bo nie mam siły, gdyż nie daję sobie żadnego odpoczynku np. w weekendy czy dni wolne. Włączam komputer i koniec. Chciaż przyznam szczerze, że po założeniu bloga w środę po południu wróciłam do domu i nie włączyłam kompuetra. Co nie oznacza też, że od razu zasiadłam do nauki. Trochę odpoczęłam i dopiero zaczęłam się uczyć. I tak samo było w czwartek. W piątek zaś już nie po wróciłam późno i zaraz wyszłam z domu spotkac się ze znajomymi. Plus jest wprawdzie niewielki ale jednak. Przeklęty komputer;)
To tyle ogólników. Jeśli chodzi o szczegóły to najbardziej chciałabym poszerzać swoją wiedzę, bo na ocenach mi nie zależy, zwłaszcza, że nie zawsze są obiektywnie wystawiane. Zależy mi, aby zdać maturę jak najlepiej i skupić się na tych przedmiotach, które będę na niej zdawać. Świadectwo tak naprawdę pójdzie w zapomnienie w chwili kiedy je otrzymam. Przyznam, że trochę mi ciężko bo zdecydowałam się zdawać inne przedmioty niż profilowe, dlatego dochodzą również godziny spędzone na korepetycjach. Oprócz szkoły chciałabym także szlifować język. Mowa o angielskim. Na poziomie komunikacji jest całkiem dobrze, bo się staram wkładać w to dużo własnej pracy, ale bywają też długie przestoje. Nie chcę spocząć na laurach bo przecież warto aby słownictwo było na wysokim poziomie. Wydaję mi się, że język inny niż ojczysty to tak naprawdę worek bez dna. Jeśli sie mylę to mnie poprawcie :).

Jeśli chodzi o moje cele to póki co to tyle. O pracy nad charakterem napiszę w kolejnej notce. A jeśli chodzi o naukę to muszę stworzyć sobie jakiś sensowny plan. Cały czas nad tym myślę. I jestem pewna, że bedzie ciągle ulepszany. Najpierw jednak spróbuję uregulować swój rytm dnia aby mieć lepsze samopoczucie. Grunt, że chcę zmienić to, co złe. Dam znać jak idzie. Do następnego! :)

czwartek, 5 kwietnia 2012

Pierwszy post

Witajcie,
jak wiadomo początki bywają trudne:) Blog ten z założenia będzie o szeroko pojętej tematyce samorealizacji. Ciężko mi teraz napisac coś sensownego, chciałam się tylko przywitać i nspisać jak to się wszystko zaczęło. Otóż: pewnego razu (była to chyba jesień 2010 roku) przez przypadek trafiłam na bloga Helineth www.helineth.blogspot.com. I tak właśnie zaczęłam zagłebiać temat rozwoju osobistego. W związku z tym, że nie był to wtedy dla mnie nienajlepszy czas, bowiem po wielu latach że tak to ujmę "naukowych sukcesów" przyszedł czas i na porażkę. Była to jedna wielka PORAŻKA. Do tamtego okresu nie chcę wracać. Zatem koniec wynurzeń;). Z bloga Helineth po jakimś czasie trafiłam na bloga
www.martikowy-balagan.blogspot.com :)

Blogi te stanowiły i stanowią dla mnie wielkie źródło inspiracji i wzór samorealizacji. Nie ukrywam, że są mi bliskie rownież ze względu na miasto:). Jak widać założenie własnego, internetowego pamiętnika trochę mi zajęło (jakieś 1,5 roku). Jednym z jego celów jest przede wszytkim uporządkowanie mojego życia w którym panuje ogromny bałagan. Swoje cele jakie chcę osiągnąć są podzielone na trzy kategorie: nauka, charakter i zdrowie. Tak, zdrowie. Nawet to od ostatnich połtora roku strasznie zaniedbałam. Wstyd.

Dlaczego nadszedł "ten moment". Po prostu: wykorzystałam krótką przerwę świąteczną. Bo jak nie teraz to kiedy? Na pewno nie wtedy, kiedy będzie już za późno.

W następnych postach rozwinę 3 kategorie. I mam nadzieję, że nie ustanę:)

Do nastepnego.