sobota, 1 września 2012

Odwlekanie

Nie napiszę jeszcze o tym, co wymyśliłam w temacie realizacji długoczasowych. Nie zrobię tego jeszcze, ponieważ w pewien sposób nie czuję się na siłach, tzn. plan nie jest do końca opracowany.

Co do tematu posta odwlekanie było (chyba było, bo raczej dzięki pracy nad sobą już nie jest obecne w moim życiu :D ) jednym z moich największych problemów. Jedni nazywają to prokrastynacją, inni zwykłym lenistwem będąc przeciwni wymówkom.
Ja nie nazwałam tego w żaden sposób. Stwierdziłam, że szkoda tracić czas na wymyślanie imion, lepiej od razu wziąć się do roboty ;) Nie przyszło to jednak od razu. Najpierw było w zasadzie dosyć fajnie, leżę, nic nie robię, słodko się obijam. Dopiero potem przyszła chwila refleksji (chyba po raz kolejny mój perfekcjonizm dał o sobie znać). Nie były to refleksje typu: jak mogę tak marnować swoje życie?! Raczej jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że spełnianie moich planów oraz ciągły rozwój dają mi największe uczucie spełnienia i szczęścia. Skutecznie jednak blokowało mi to odwlekanie. Odwlekałam absolutnie wszystko, co się dało. A potem przychodził wielki ból i pytania: dlaczego nie zrobiłam tego, czego powinnam? Następnie znów pogrążałam się w rozpaczy i znów nie robiłam absolutnie nic. No ale w związku z tym, że się opanowałam i robię to nadal znalazłam parę "swoich" sposobów. Swoich, nie swoich, gdzieś tam podczytanych, pewnie nic nowatorskiego. Jednak cieszę się, że je zastosowałałam, bo w sumie to też mogłam odłożyć na później... Pierwszą rzeczą, którą robiłam było wzięcie kartki i raportowanie na niej swoich czynności. "Raportowanie" co pół godziny wszytskich swoich prac albo wręcz przeciwnie. Dla tych którzy siedzą w domu momentem początkowym może być poranna pobudka. Dla mnie był to moment powrotu do domu po zajęciach. Powiem Wam, że czytając to wylałam na siebie kubeł zimnej wody widząc ile czasu trwonie na głupoty. A chociaż żeby głupoty... To było wykłe NICNIEROBIENIE. Wylałam i wylewam zawsze wtedy gdy widzę, że za bardzo sobie odpuszczam.
Drugim moim sposobem jest ścisła praca z kalendarzem. Codziennie wpisuję do niego wszystko to, co chcę zrobić. I wierzcie lub nie coś mi się wieczorem dzieje, jeśli nie wykonam wszystkiego. Fajne uczucie, a jeszcze fajniejszym jest chwila kiedy wykreślam kolejne pozycje. Dwa dni temu kupiłam nowy kalendarz, bo w tym dotychczasowym okazało się, że jest za mało miejsca na same zadania, nie mówiąc już o innych rzeczach. Pewnie śmiesznie wyglądało kupowanie kalendarza na rok w czwartym jego kwartale, ale co tam :) Aktualnie stała się fanką list i ustalania konkretnych dat realizacji tego, co się na nich znajduje.
Nie wszystko jest kolorowe, cały czas muszę nad sobą pracować, pilnować się bo wróg nie śpi. Wiem jednak, że jestem na dobrej drodze.
Do nastepnego!!!

Ps. Zapomniałabym. Uznałam, że jeśli już zdecydowałam się na stworzenie swojego miejsca w sieci to będę w pewien sposób personalizować swojego bloga. Nie będę tu mydlić oczu, że rozwój osobisty jest jedyną rzeczą, którą się zajmuję. Jednak nie bójcie się, nie będę całkowicie puszczała wodzy fantazji :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz